Byłam z tych co trzaskają drzwiami. Kiedy przychodził kres wytrzymałości, momentalnie potrafiłam się odciąć, spalić wszystkie mosty, zakopać wszystkie wejścia i zamurować okna. Nie było szpary przez którą można się było przedostać. Nie było mowy o odpuszczeniu. Przyjęciu bólu który stał po drugiej stronie.
Czym właściwie jest to odpuszczenie dla kobiety wojowniczki, buntowniczki, niezależnej, silnej ? Poddaniem się, a prędzej ogień piekielny by zgasł, niż ja bym się poddała!
Co się kryło pod moją zbroją?
Ogromny ból i strach.
Czy odpuszczenie to poddanie? Odcięcie? Zignorowanie? Czuję w tym przemoc. Przede wszystkim wobec siebie.
Ten rodzaj poddania odbierał mi siły. Czułam jakbym traciła moc.
To, co uwolniło we mnie moc ciszy i spokoju, to przyjęcie, to dopuszczenie, zgoda. Zatrzymanie się w budowie murów i pozwolenie aby to co płynie, przepłyneło z całą swoja miażdżącą siłą.
Przyjęłam niewygodę, rozczarowanie, niespełnione nadzeje, ból straty. Zobaczyłam jak wiele kobiet przede mną krzyczało chroniąc się przed nim i zrozumiałam, że ja za nie krzyczę, jestem ich córka, wnuczką, prawnuczką i zobaczyłam ich moc i uznałam ich trud i oddałam im to, co dla mnie jest nie do uniesienia i wybrałam swoją drogę. Przyjęcie aktualnego stanu rzeczy bez kłótni, walki i bicia talerzy. Z miłością. To było dla mnie coś nowego.
Wystałam żal i pozostawiłam go w moim dziecięcym wymiarze skarg i pretensji, niespełnionych obietnic i nadzeji.
Odpuścić dziś, to dla mnie przyjąć. Dopuścić. Przeżyć, uznać na wielu poziomach. Uszanować i znaleźć dla siebie w tym korzyści. Czerpać z życia, z każdego jego scenariusza. Uznać siebie i swoje emocje.
Jestem już w otwartości na siebie każdą. W złości, smutku, radości. Już dzisiaj wiem jak zarządzać swoimi emocjami. Wiem skąd płynie ich prastare źródło. Zdecydowałam się nie budować tam, a tworzyć koryto dla swojej rzeki życia. Jestem gotowa czerpać z jej wartkiego strumienia. Płynąć z jej nurtem.
Z ♡ Anna Korzeb