"I tak gadając o wszystkim i o niczym zeszliśmy na temat szkolnych miłości. To były czasy prawda.
Zaczepki, podrywy, podchody.
Było jakoś inaczej. Nie było w tym wszystkim, jakiegoś takiego pozerstwa, rachunków zysków i strat, które przychodzą z wiekiem, nie było zranionych dusz, złamanych serc, było bardziej prawdziwie. Jakoś naturalnie. Spontaniczniej.
Zamiast drogich kolacji, były spacery po parku, zamiast upojnych nocy, seks cichaczem, bo za ścianą byli rodzice, chuj z tym, że on doszedł trochę za szybko, chuj z tym, że ona spadła z jeźdźca, bo akurat mama przyniosła kanapki i biedna, pewnych rzeczy już nie odzobaczy. Były emocje, takie naturalne i szczere.
Dużo dawało to, że nie było problemów. Dorosłe życie było, gdzie w oddali, a każdemu się wydawało, że będzie żył wiecznie i że on czy ona to ten jeden człowiek na całe życie.
Zmartwienia oscylowały, gdzieś w okolicach kartkówki z matmy, zadań z fizyki, rozprawek z polskiego i tego, jak przemycić alkohol na dyskotekę. Prostota. Serio.
Mniej kasy, ale pomysłowość większa i docenianie również bardziej znaczące.
Licealne miłości zdecydowanie miały swoje plusy. Wtedy patrząc w oczy, zakochani naprawdę wierzyli, że świat przestaje istnieć, kiedy są razem, że razem mogą wszystko, a miłość trwa wiecznie. Naprawdę w to wierzyli i to czuli.
Gówniarska miłość była oparta na prawdzie. Była czysta i niewinna, jak… Nie mam tutaj porównania."