Jednym z najdłużej utrzymujących się efektów traumy było w moim przypadku takie poczucie odrealnienia. Oglądanie świata zza szyby. Jakby błahostki i proste sprawy mnie już nie dotyczyły.

Patrzyłam na ludzi, którzy szli spacerem, rozmawiali i byli zaangażowani w taką rozmowę o niczym. I zazdrościłam. Bo ja muszę o czymś. I to musi być coś dużego, głębokiego. 

Patrzyłam na tych, którzy gdzieś się spieszyli. I zazdrościłam. Mają dokąd. Pewnie ktoś tam czeka. Pewnie coś ważnego muszą zrobić. Bo się liczą. Bo coś znaczą.

 

Uciekłam z horroru, ale wylądowałam w cudzym filmie. Nie znając swojej roli, nikt nie podrzucił mi tekstów. Czułam się jak element scenografii i to taki, którego się nie zauważa i gdyby zniknął, fabuła nic na tym nie straci. 

 

A jednocześnie w każdej chwili gotowa, aby stoczyć walkę na śmierć i życie. Kolejną. I w sumie tylko ta walka świadczyła o tym, że żyję. Słynne „myślę, więc jestem” w moim wypadku brzmiało „walczę, więc jestem”. Zawsze była jakaś walka do stoczenia.

 

I czasem nadal zdumiewa mnie, nazwijmy to „odwaga” ludzi, którzy pozwalają sobie mieć zdanie na temat ofiar przemocy, na temat tego, co powinny, czego nie powinny. Wypowiadają się na tematy, o których nie mają pojęcia. Bo mogą, bo nikt im nie zabroni. 

 

Być może jesteś teraz w takiej sytuacji. Zmieniła Cię trauma i nie potrafisz się odnaleźć w tym niby „bezpiecznym świecie”. I ludzie, którzy nie mają pojęcia o tym, co przeszłaś i jak się czujesz, pozwalają sobie udzielać Ci pouczeń, krytykować, pospieszać. Uwierz mi, ludzie, którzy nie mają oporów, aby wypowiadać się na tak złożone tematy i mówić Ci, co powinnaś czuć, jak się powinnaś zachować i co oni by na Twoim miejscu... - tacy ludzie załamaliby się po tygodniu tego, czego doświadczyłyśmy. 

 

Nie wyobrażam sobie udzielać rad kosmonautom, czy himalaistom – czyli osobom, które mają za sobą tak skrajne doświadczenia. A tym właśnie jest trauma doznana w wyniku przemocy – ekstremalnym środowiskiem, w którym życie jest non stop zagrożone, w którym w każdej sekundzie trzeba zachowywać hiperczujność, a powrót do „normalnego” świata wymaga cierpliwej adaptacji. 

 

My nie wybrałyśmy tych ekstremalnych doświadczeń, które wytrąciły nas z naszej orbity, skierowały na niebezpieczny szlak, którym nikt nie powinien chodzić. Wszystkie znaki wskazywały, że „tędy do szczęścia i miłości”, a okazało się, że to pewien drań poprzestawiał kierunkowskazy. Zmylił nas. Wysłał na śmiertelny tor przeszkód. Szłyśmy tą drogą wyposażone jedynie we własną mądrość i waleczność, ale gdy wynurzyłyśmy się z mroku, światło i słońce, którego tak pragnęłyśmy, nas oślepiło. 

Stoimy na tej spokojnej polanie, zwanej „normalnym życiem” i nie wiemy, jak się zachować. Poranione, podrapane, skanujące otoczenie, mamy nagle zacząć łapać motyle? Leżeć na trawie i rozkoszować się beztroską? 

 

Kto był w tej dżungli, rozumie: z tego mroku wyszła inna osoba.